Kontakt

Jeśli macie jakiekolwiek pytania, sprawy, propozycje - piszcie:
e-mail: cottien@gmail.com
gg: 8279084

niedziela, 25 grudnia 2011

Wegańskie Święta? Nic prostszego!

Dawno nic nie pisałam ale w końcu nadszedł ten moment męczenia Was :). Mimo że ciągle wcinam coś dobrego to jednak nie mogłam jakoś nic napisać. A ile zaległych przepisów czeka na opublikowanie... tego nawet duchy lasu nie wiedzą...

Nie wiadomo kiedy zrobił się grudzień, przecież dopiero co w styczniu uczyłam się, żeby w dacie pisać 2011! A tu znów zmiana daty, znów prawie starsza o rok... No i 2011 zapisał się ważną zmianą w moim życiu - przejściem na weganizm :). Wiele radości to przyniosło, dużo więcej aktywności... społecznej? No i schudłam znowu, nie wiadomo jak, nie wiadomo kiedy :).

Jak grudzień, to i zaraz święta... Ile ja się nalatałam za prezentami... A kartek nadal nie wysłałam, prześlę je chyba po świętach... No i zamęczałam rodzinę moimi interpretacjami kolęd, to naprawdę straszne katusze ;D
No ale przejdźmy do konkretów. Biorę udział w akcji Wegańskie Święta organizowanej przez bloga Śmierć Kanapkom i Stowarzyszenie Empatia. Akcja ma na celu promocję wegańskiego odżywiania, pokazanie, że Święta mogą być pyszne bez karpia, czy śledzia na stole. Jako że popieram, to dorzucam swoje trzy grosze, czyli te dania :).
Oto co za gości(ło) na mym Wigilijnym stole:
  1. Paszteciki z kapustą kiszoną
  2. Pierogi z kapustą i grzybami (kupne)
  3. Bigos
  4. Kotlety sojowe po grecku
  5. Kotlety sojowe w sosie cytrynowym
  6. Cebularze
  7. Sałatka jarzynowa
  8. Ciasto drożdżowe jabłkowe
  9. Ciasteczka choinkowe
Większość potraw jest zrobiona na podstawie przepisów internetowych (głównie blogowych) albo takich, które są powszechnie znane, jednak zawsze występują jakieś modyfikacje ;). Swoją drogą ja to zawsze wszystko robię na opak - zamiast dać przepisy przed świętami, żeby ktoś mógł skorzystać na Wigilię to ja daję je w trakcie Wigilii lub nawet po... Eh, ze mną tak zawsze...


Bigos - u mnie to po prostu ugotowana kapusta, bez zbędnych dodatków, taką lubię najbardziej. Przepis dość luźny, zależny do waszych potrzeb. Taki bigos jest składnikiem do pasztecików z kapustą

Składniki:
Kapusta kiszona
nasiona kopru włoskiego
olej lniany
kminek
woda
Przygotowanie:
Kapustę kiszoną wkładamy do garnka, polewamy wodą i gotujemy przez dłuższy czas, aż zmięknie. Jeśli jest za kwaśna odlewamy powstały w trakcie gotowania sok do innego naczynia (zachowujemy na czas gotowania) i znów dopełniamy wodą (czynność możemy powtarzać w razie potrzeby). Kiedy kapusta będzie zupełnie miękka dodajemy przyprawy i olej. Gotujemy jeszcze przez około 20-40 minut (w porywach do godziny). Jeśli kapusta wyjdzie nam za mało kwaśna możemy ponownie dodać trochę kwasu, którego wcześniej się pozbyliśmy.

U mnie w rodzinie panuje pewne porzekadło, że najlepsza kapusta to przypalona kapusta :). Zawsze zdarzy się tak, że ktoś zostawi bigos na ogniu i zajmie się czymś innym, wiadomo jaki jest skutek tego ;).

Paszteciki z kapustą i cebularze zrobiłam z ciasta drożdżowego ze zmodyfikowanego przepisu wegańskie jedzonko


Ciasto drożdżowe

Składniki:
500 gram mąki (niecałe 3 szklanki) + do posypywania

35 gram drożdży (można dać więcej)

2 łyżki cukru
sól
3/4 szklanki mleka sojowego
1/2 szklanki oleju
Przygotowanie:
Z drożdży, cukru, soli, 3 łyżek ciepłego mleka i 2 łyżek mąki wyrabiamy rozczyn i odstawiamy w ciepłe miejsce do wyrośnięcia. Po 15 minutach przesiewamy mąkę do miski, dodajemy rozczyn, mleko, olej i zagniatamy ciasto, ponownie odstawiamy do wyrośnięcia, na około 45 minut, w tym czasie ciasto powinno powielić swoją objętość.


Paszteciki z kapustą
Składniki
Bigos
Ciasto drożdżowe
Przygotowanie:
Na oprószonym mąką blacie rozwałkowujemy ciasto drożdżowe na grubość około 1/2 centymetra, kroimy nożem na kwadraty lub wykrawamy kółka. oddzielamy kawałki ciasta od siebie, nadziewamy je mocno odsączonym bigosem (pozbawionym zupełnie soku) i zaklejamy. Pieczemy w temperaturze 200 stopni przez około 30 minut. Jeśli macie taki zabawny piekarnik jak ja, który spala od spodu a zostawia surowe z wierzchu to polecam w 2/3 pieczenia odwrócenie naszych pasztecików ^^;. Można je przed włożeniem do piekarnika posmarować oliwą.

Cebularze
Składniki:

Cebule (1 mała cebula to 3 mocno cebulowe cebularze :D)
Oliwa
Czosnek granulowany, sól, pieprz
Ciasto drożdżowe
Przygotowanie:
Pokrojoną cebulę podsmażamy na oliwie, przyprawiamy. Ciasto drożdżowe rozrywamy na mniejsze kawałki, mniej więcej wielkości piłki pingpongowej, toczymy na kształt kulek, następnie spłaszczamy. Układamy na blasze wyłożonej papierem, na wierzchu płatków ciasta nakładamy cebulę. Wstawiamy do piekarnika na 25 minut, na temp. 190 stopni.

Sałatka jarzynowa - przepis już kiedyś podawałam, teraz uzupełnię o proporcje :).
Składniki:
2 duże ziemniaki, 4 duże marchewki, 2 pietruszki, kawałek selera, 2 jabłka, 3 ogórki kiszone, 2/3 puszki groszku, 2/3 puszki fasoli, 1 mały słoiczek musztarda stołowej, 5-6 łyżek sojonezu *(ten z komentarzy)*, sól, pieprz
Przygotowanie:
Marchewki, ziemniaki, pietruszki, selera gotujemy, później wszystkie warzywa i owoce kroimy, zrzucamy do jednej miski, dodajemy musztardę i sojonez, przyprawiamy.
Nie rozpisuję się tutaj za bardzo, bo przepis na jarzynową jest w tylu miejscach w internecie...

Kotlety sojowe - uniwersalny półprodukt, który sam w sobie dobrze smakuje ale także można go przygotować tak aby zastąpił nam produkt nie wegański - mięso, ryby. Ja przygotowałam kotlety sojowe na dwa sposoby - a'la ryba po grecku (przepis m. in. tutaj) i a'la ryba w sosie cytrynowym. Ryb nie znoszę od dzieciństwa ale coś takiego zajadam z przyjemnością (bo rybą nie jest? :D). Polecam i Wam :)

Kotlety sojowe
Składniki:
kotlety sojowe
woda
2 kostki bulionowe, kurkuma, papryka słodka, liść laurowy
Przygotowanie:
W garnku gotuję wodę z przyprawami, wrzucam kotlety sojowe i trzymam na małym ogniu pod przykryciem przez około 10 minut. Po tym czasie odsączyć dokładnie i usmażyć na patelni z olejem. Można przed smażenie opanierować - zamoczyć w mleku sojowym i obustronnie obtoczyć w bułce tartej. Ja rzadko tak robię.


Kotlety sojowe w sosie cytrynowym
Składniki:

8 kotletów sojowych (przyrządzonych wg powyższego przepisu)
Karmis "Ryba w sosie cytrynowym"
1 kubek mleka sojowego
Przygotowanie:
Smażymy kotlety sojowe. Do kubka wsypujemy przyprawę, zalewamy mlekiem sojowym, mieszamy dokładnie, wylewamy na patelnię z kotletami. Dusimy kilka minut na małym ogniu, cały czas mieszając.
Banalne, szybkie i smaczne :).


A teraz czas na ciasto. Wieeelkie ciacho! Bazowałam na przepisie Svemira na makowiec.

Drożdżowy zawijaniec jabłkowy
Składniki:

50 gram drożdży
3 szklanki mąki pszennej
3/4 szklanki cukru
sól
1/3 szklanki oleju
1 szklanka mleka sojowego
masa jabłkowa (czyli po prostu starte i podduszone z cukrem i olejem jabłka, lub kupiona gotowa papka)
Przygotowanie:
Mleko podgrzewamy (tylko trochę) na małym ogniu. Przygotowujemy zaczyn do ciasta: rozcieramy drożdże z dwoma łyżkami cukru, łyżką mąki, dwoma łyżkami ciepłego mleka i odstawiamy w ciepłe miejsce do wyrośnięcia.  Po około 15-20 minutach wsypujemy resztę mąki, cukru do miski, dodajemy zaczyn, mleko i olej, ugniatamy ciasto na jednolitą masę. Odstawiamy na około godzinę do wyrośnięcia. Jeśli nadzienie robimy z surowych jabłek możemy w tym momencie się nimi zająć - obrać, zetrzeć, poddusić przez około 30. Kiedy ciasto wyrośnie wyjmujemy je z miski, dzielimy na dwie części, jedną odstawiamy ponownie do wyrastania, drugą wałkujemy, wykładamy jabłkami, zawijamy w cienki rulon, zlepiamy krawędzie, przekładamy do blachy wyłożonej papierem, smarujemy wierzch olejem bądź wodą z cukrem. Z pozostałym kawałkiem ciasta wykonujemy te same czynności. Tym sposobem mamy dwie rolady jabłkowe. Pieczemy je około godzinę, na początku na temp. 190 stopni, później zmniejszamy do 150 - 160 stopni. Cały czas zaglądamy do środka.
Mi niestety pękło na środku, rozlazło się na całą ogromną blachę (zamiast dwóch rolad zrobiłam jedną, wielką). Mimo pewnych wad wyglądowych jest PRZEPYSZNE! Objadam się nim ile wlezie :).

No i na koniec ciasteczka i to takie, którymi można udekorować choinkę. Wyglądają pięknie, niestety zdjęcia nie oddają ich uroku tak jak bym sobie tego życzyła... Niemniej jednak bardzo polecam! :)
Ciastka bazowane na tym przepisie, już raz z niego korzystałam :).

Ciastka pomarańczowo - goździkowe (52 sztuki)
 
Składniki:
3 - 3,5 szklanki mąki pszennej
szczypta proszku do pieczenia
1 kostka margaryny wegańskiej (coraz trudniej taką dostać w zwykłym sklepie)
2 pomarańcze
2 łyżeczki goździków (najlepiej zmielonych)
3/4 szklanki cukru pudru (ja dałam kryształu bo zapomniałam, że ma być inny, przyzwyczajenie)
aromat pomarańczowy
kapka mleka sojowego
lukier zielony gotowy, sok z cytryny, cukier puder na lukier, kolorowa posypka
Przygotowanie:
Wyciskamy sok z pomarańczy (wrzucamy razem z łupinami, błonkami itd), dodajemy goździki, aromat i blendujemy wszystko, odstawiamy na jakiś czas aby aromaty się ze sobą pogryzły, można to zrobić dzień wcześniej. Do miski przesiewamy mąkę, dodajemy cukier puder, proszek do pieczenia, wrzucamy pokrojoną  margarynę (pamiętajmy, że ma być bardzo zimna!), odrobinę mleka sojowego i staramy się szybko ugnieść ciasto, od czasu do czasu dodajemy odrobinę soku z pomarańczy. Jeśli ostatecznie ciasto wyjdzie nam za rzadkie to po prostu dosypmy mąki. Kiedy już ciasto będzie jednolite, nie będzie grudek margaryny, wkładamy ciasto do woreczka foliowego a następnie do lodówki lub zamrażalnika na minimum godzinę. Po tym czasie wyjmujemy ciasto, wałkujemy je, wykrawamy ciastka (jeśli chcecie je powiesić na choince nie zapomnijcie zrobić im dziurek słomką!) , przekładamy je na blachę wyłożoną papierem. Pieczemy około 20 minut w temp. 180 stopni. Trzeba pilnować aby spód się nie przypalił a wierzch pozostał biały.
Kiedy ciastka wyjmiemy z piekarnika i zdążą ostygnąć przygotowujemy lukier - zielony wg przepisu na opakowaniu, biały mieszając sok z cytryny z cukrem pudrem. Dekorujemy dowolnie ciastka polewami i posypką a następnie odkładamy na trochę aby ozdoby dobrze się przykleiły.


No i to chyba wszystko :). Postaram się jeszcze porobić zdjęć i dodać tutaj :).

Tak więc życzę Wam wesołych Świąt, udanego Sylwestra i szczęśliwego Nowego Roku, pełnego empatii, tolerancji i miłości do bliźnich (nie tylko z tego samego gatunku!)

Trzymajcie się! Cottie

wtorek, 29 listopada 2011

Najszybsze danie na świecie

We wtorki mam tylko 2 godziny zajęć (wykład z matematyki, więc prawie jakby nie było w ogóle, nie? ;P), więc nie opłaca mi się brać niczego do jedzenia na uczelnię, zjadam tylko śniadanie i lecę. I zawsze gdy wracam do domu umieram z głodu. I zawsze nie mam co sobie na szybko ugotować! Nie wiem, czy ja nie potrafię nauczyć się na własnych błędach?!

Tak więc wpadłam dzisiaj do domu wygłodniała (bo jeszcze zakupów mi się zachciało... ale przynajmniej kapustę kiszoną na pierogi mam <3), szukając czegoś szybkiego do zjedzenia. I tu nastały prawdziwe chwile grozy - totalny brak składników na jakieś ulubione, szybki i sprawdzone danie! Już, już miałam łzy w oczach, gdy przypomniał mi się pewien przepis na spaghetti zawarty w książce kucharskiej "Kuchareczka - przepisy z pieprzykiem". Przejrzenie potencjalnej listy składników, sprawdzenie zawartości szafek kuchennych... Eureka!

Spaghetti aglio olio
Składniki:
makaron spaghetti
2 ząbki czosnku (ja użyłam jednego, który po obraniu okazał się czterema :D)
4 łyżki oliwy z oliwek (za dużo! Spokojnie mniej by wystarczyło... ale cóż, za późno)
natka pietruszki, sól, pieprz, lubczyk, słodka papryka, bazylia
siemię lniane, ziarna słonecznika, ziarna sezamu
Przygotowanie:
 W osolonej wodzie gotujemy makaron. Siekamy czosnek (lub przeciskamy przez praskę) i podsmażamy krótko na rozgrzanej na patelni oliwie (mniej niż minutę). Kiedy makaron będzie al dente odcedzamy go na sitku, przerzucamy go do miski, posypujemy przyprawami, siemieniem, sezamem i słonecznikiem, polewamy oliwą z czosnkiem, dokładnie mieszamy.

Bardzo mi smakowało, mimo że zwykle nie przepadam za czosnkiem ^^.

Jeszcze z ciekawszych informacji - co poniedziałek w Vege Mieście o godzinie 19.19 będą odbywać się pokazy filmów o tematyce prozwierzęcej. Wczoraj odbył się pierwszy pokaz - w kameralnym gronie, siedząc na kanapach oglądaliśmy "Zatokę Delfinów", bardzo poruszający film... W najbliższy poniedziałek prawdopodobnie będzie "Królestwo Spokoju". No i oczywiście nie mogłabym zapomnieć o przepysznym poczęstunku, przygotowanym przez Vegavani Catering - pyszne babeczki!

Miłego tygodnia!

PS. Skarb z poprzedniej notki odratowany, wrócił do moich rąk!

poniedziałek, 21 listopada 2011

Mój pomysł na obiad każdego dnia

Sajgonki to właśnie takie danie, które mogłabym jeść codziennie :). Są smaczne, ładne, kolorowe i do tego tanie - papier ryżowy 70 arkuszy kupiłam za 7 zł, warzywa też są całkiem niedrogie :).

Sajgonki wyśmienite!
Składniki (z podanych proporcji wyszło mi 14 sajgonek)
papier ryżowy
50 gram makaronu sojowego (ja użyłam 100 gram ale to zdecydowanie za dużo)
2 marchewki
2 papryki (np. czerwona i zielona)
3 cebule
1/2 puszki kukurydzy
1/2 puszki fasoli czerwonej
trochę mrożonej fasolki szparagowej
Przyprawy (słodka i ostra papryka, curry, kurkuma, przyprawa do ziemniaków, sos sojowy)
Olej
Przygotowanie:
  1. Gotujemy pokrojone marchewki do względnej miękkości. W tym samym czasie kroimy papryki, cebule i fasolkę szparagową, dodajemy opłukaną kukurydzę i fasolę, podsmażamy na patelni z odrobiną oleju. Kiedy będą już prawie gotowe dodajemy przyprawy.
  2. Makaron łamiemy i wrzucamy do miski,zalewamy wrzątkiem, odstawiamy na jakiś czas aż do zmięknięcia nitek, następnie odsączamy w durszlaku.
  3. Marchewki, warzywa i makaron łączymy w jednej misce, przyprawiamy ostatecznie do smaku. Smarujemy blachę do pieczenia olejem.
  4. Kiedy sajgonki znajdą się już w formie nalewamy oleju do szklanki, dodajemy trochę przypraw, dokładnie mieszamy i powstały sos nakładamy pędzelkiem na każdą sajgonkę.
  5. Pieczemy 20 minut w temp. 200 stopni.
Pomysł pieczenia sajgonek pochodzi z bloga Roślinożerki, spodobał mi się tak bardzo, że nigdy nie robiłam ich inaczej, smażonych sajgonek nigdy nie jadłam!
Jeśli nie chce Wam się tak dużo kroić, gotować, smażyć możecie podane warzywa zastąpić mieszanką warzyw na patelnię, też smacznie wychodzi, podobne składniki :).

A tutaj jeszcze zdjęcie złotego dania Roślinożerki - pyszne Słoneczne Risotto! Bardzo lubię ten typ dań, są sycące, ładne (lubię żółty kolor :D) i zdrowe, mimo że smażone! Zabrakło mi tutaj tylko jakiegoś strączka - najlepiej cieciorki (pasuje kolorystycznie) lub zielonej soczewicy (dużo dobrych aminokwasów, uzupełniających się z aminokwasami ryżu :]). Swoją drogą już po zjedzeniu przypomniało mi się, że nie dodałam cebuli... Ale i tak wyszło dobrze!
Wiem, wiem, zdjęcia nie najlepsze... Ale było pyszne i o to chodzi!

I mam nadzieję, że następny post będzie o moich kluskach kładzionych dyniowo-ziemniaczanych sprzed dwóch tygodni... Eh, mam małą zwiechę w dodawaniu postów...

Życzę miłej nocy wszystkim i smacznego nocnym łasuchom!
Cottie

poniedziałek, 31 października 2011

Moja propozycja pizzy

Nie ma to jak domowa pizza! :D

Zdjęcie nie jest może zachwycające
ale pizza była naprawdę pyszna!
Pizza
Składniki:
1,5 szklanki mąki pszennej
1/8 kostki drożdży
4 łyżki oliwy
1 łyżeczka soli
3/4 szklanki letniej wody
3 duże pomidory
2/3 szklanki czerwonej soczewicy
cebula
1/2 papryki
tofu wędzone
2 ogórki kiszone
ulubione przyprawy (u mnie: przyprawa do ziemniaków, oregano, bazylia, kminek, siemię lniane itd)
polecam również jakieś wędliny sojowe, sery wegańskie itp.
Przygotowanie:
Krok 1. Robimy ciasto:
W misce rozpuszczamy drożdże w wodzie, dodajemy mąkę, sól i oliwę, wyrabiamy ciasto, które odstawiamy w ciepłe miejsce na około 30-45 minut (powiedzmy, że czas zrobienia sosu i przygotowania składników na wierzch)
Krok 2. Przygotowujemy sos
W garnku gotujemy wodę z solą, kiedy ta będzie wrzała wrzucamy soczewicę i czekamy około 7 - 10 minut. Po tym czasie odcedzamy ziarna w durszlaku. W rondlu podgrzewamy olej, dodajemy dwa pokrojone (i obrane ze skórki?) pomidory, dusimy je przez kilka minut a następnie dodajemy soczewicę. Gotujemy na niewielkim ogniu przez kilkanaście minut, przyprawiamy wg gustu.
Krok 3. Dobieramy składniki na wierzch.
Kroimy paprykę w kostkę, cebulę w krążki, pomidora i ogórka kiszonego w plastry. Tofu ścieramy na tarce o grubych oczkach. ITP
Krok 4. Ostateczne wykończenie.
Formę do pieczenia smarujemy oliwą. Wyjmujemy wyrośnięte ciasto z miski, rozgniatamy, rozciągamy lekko i układamy w basze formując preferowany kształt. Na nie wylewamy sos, układamy paprykę, cebulę i inne wybrane składniki, posypujemy przyprawami i wkładamy do piekarnika na około 30 minut, pieczemy w temp. 190 stopni.
Po upieczeniu polewamy gotową pizzę ketchupem (i musztardą?), układamy na wierzchu plastry pomidora i ogórka, po chwili zajadamy z apetytem :).
Smacznego!

A tak poza tym to ogłaszam, iż możecie mnie spotkać w niedzielę w WegeMieście na akcji Ciasto w Miasto :). Zapraszam wszystkich serdecznie, będzie mi miło jeśli skosztujecie moich słodyczy.
Oczywiście pieniądze z zakupionych wypieków zostaną przeznaczone za cele charytatywne, prozwierzęce :).


Miłego poniedziałku (studenci PW mają dzień dziekański, MUAHAHAHAHA!)

poniedziałek, 24 października 2011

Marchewkowe spaghetti

Słyszeliście może o spaghetti z dyni? W sensie, że zastępujecie makaron włóknami z miąższu? Ja tak, znalazłam taki przepis w "Wegańskiej Bogini w Kuchni" i tak mnie jakoś zainspirował niedawno do zrobienia spaghetti z... marchewki. Wyszło smacznie, co jest dla mnie niezwykłe, gdyż nie znoszę* gotowanej marchewki :D.

Spaghetti Marchewkowe z sosem pomidorowym
Składniki: (na mniej więcej 2 porcje)
3 długie i grube marchewki
3 pomidory
1 duża cebula
parówki wegańskie
oliwa
przyprawy (kostki bulionowe, lubczyk, papryka słodka, przyprawa do ziemniaków, liść laurowy)
opcjonalnie ziarna słonecznika, sezamu i siemienia
Przygotowanie:
Myjemy warzywa. W dużym garnku zagotowujemy wodę z kostkami bulionowymi, lubczykiem, liśćmi laurowymi. Marchewkę obieramy ze skórki i kroimy w jak najdłuższe 'patyczki' (lepiej to brzmi niż prostopadłościany...), następnie wrzucamy do gara, gotujemy do względnej miękkości (trzeba uważać aby nie gotować za krótko, bo będą za twarde, ani za długo, bo będą się rozpadać, najlepiej cały czas kontrolować). Czekając na nasz 'makaron' szykujemy sos. Tutaj mamy pełną dowolność, ja zrobiłam najzwyczajniejszy - pokroiłam cebulę, podsmażyłam ją na patelni z odrobiną oliwy, podziabałam pomidory i dodałam do cebulki, dusiłam przez jakiś czas do uzyskania jednolitej masy, przyprawiłam, później dodałam pokrojone i podsmażone parówki.
Kiedy marchewki będą odpowiednio miękkie odcedzamy je w durszlaku, układamy ładnie na talerzu, polewamy sosem, posypujemy ewentualnie ziarnami słonecznika, siemienia i sezamu :)

Jak zauważyliście, składniki podane są na dwie osoby a ja jestem jedna - ugotowałam za dużo. I co teraz zrobić z nadmiarem jedzenia, którego nie da się podgrzać bo się rozpaćka? Zrobiłam z tego pastę kanapkową. I wyszło pysznie! Jest lekko słodko-kwaśna, taka delikatna, w sam raz :). Koniecznie trzeba dodać dużo ziaren

Do tego jeszcze zrobiłam koktajl szpinakowy, przepis na puszce.

To by było chyba wszystko, życzę miłego dnia :).
*Poza potrawką warzywną (tzw. "warzywa do ryby po grecku") i marchewką z groszkiem - te dwie potrawy UBÓSTWIAM.

niedziela, 16 października 2011

Owocowe szczęście

Kojarzycie akcję Zostań wege na 30 dni!? Oczywiście biorę w niej udział, przysyłają mi na maila codziennie bardzo fajne informacje, propozycje menu, przepisy, ciekawostki zwierzęce itp.
Między innymi dostałam któregoś dnia przykład śniadania, który zainspirował mnie do powstania poniższych pyszności :)

Owocowe śniadanie:
Składniki:

2 banany
2 małe gruszki
płatki ryżowe (opcja)
mleko sojowe waniliowe (opcja)
siemię lniane (duuuużo)
ziarna słonecznika (jak wyżej)
ziarna sezamowe (ponownie)
Przygotowanie:
Owoce obieramy ze skórek. Banany rwiemy na kawałki, wrzucamy do miski, następnie rozdziabujemy widelcem, gruszki kroimy na średniej wielkości kostkę i dodajemy do pojemnika. Dosypujemy hojnie siemienia, słonecznika i sezamu, mieszamy dokładnie. Można zajadać samodzielnie, można także z płatkami ryżowymi ugotowanymi na mleku, tak jak to zajadałam ja :).

Nie ma to jak pyszne i zdrowe śniadanie :). Tylko strasznie słodkie mi wyszło, mimo że nie stosowałam żadnych słodów - wszystko pochodzi od owoców :).
A niedługo zamieszczę posty dotyczące zdrowego odżywiania, grupie składników niezbędnych w diecie - aminokwasów.

Pozdrawiam :)

niedziela, 2 października 2011

Razowe Penne z sosem pomidorowo-paprykowym

Weganizm zmienia ludzi :). Kiedyś (dawno to było ale jednak) jadałam sosy pomidorowe wyłącznie ze słoika, kupne. W ogóle nie spodziewałam się, że ze świeżych pomidorów samemu można zrobić sos! Teraz na myśl o gotowym, kupnym sosie jest mi jakoś nieswojo, aż dreszcze przechodzą...
Wracając do rzeczywistości... Jakiś miesiąc, może dwa temu zrobiłam PRZEPYSZNY sos pomidorowy, a jaki prosty! :)
Tak poza tym, nie wiem czy wiecie ale w sieci Auchan można dostać przepyszne makarony razowe, BIO, w niewielkiej cenie, około 2,50 zł za opakowanie 250 gram. Bardzo polecam, smaczniaste! No i są różne rodzaje, nie same świderki, czy penne, musicie koniecznie spróbować. W moim przepisie właśnie z tych skorzystałam

Razowe Penne z sosem pomidorowo-paprykowym
Składniki
(mniej więcej jedna porcja, może 1,5 ;P)
Makaron penne, około 125 gram?
2 pomidory
pół papryki
2 małe cebulki
tofu sałatkowe (takie w pojemniczku, Orico, ja kupuję w Kauflandzie za około 4 zł za opakowanie)
odrobina oleju/oliwy z oliwek
odrobinka mleka sojowego naturalnego
siemię lniane, ziarna słonecznika
przyprawy (papryka słodka, lubczyk, przyprawa do ziemniaków itp)
Przygotowanie:
Cebule posiekać i zeszklić na odrobinie oleju, dodać pokrojone pomidory i paprykę, dusić jakiś czas (można podlać odrobiną wody). W międzyczasie ugotować makaron w osolonej wodzie. Tofu rozetrzeć widelcem w miseczce, pomagając sobie odrobiną mleka sojowego, uzyskać jedwabistą masę. Dodać do rozpadających się warzyw. Przyprawić i dusić jeszcze jakiś czas, na końcu dodać siemię i słonecznika. Nałożyć porcję makaronu na talerz, nałożyć sos, posypać na wierzchu papryką słodką i lubczykiem.

Niby zwykły sos a jednak to tofu robi coś takiego, że... nie, tego nie da się wyrazić słowami ;). Naprawdę pyszne :)

Gratisowo jeszcze zdjęcie cebulowej zupy-kremu, który jakiś czas temu ZNOWU robiłam :D. To chyba najczęściej przygotowywany przeze mnie przepis :). Grzanki to wytwór Jędrzeja (u którego wtedy gotowałam).

piątek, 23 września 2011

Kto lubi coś kwaśnego?

Dziś zaprezentuję danie, które robi się samo, my ograniczamy się do przerzucania składników z naczynia do naczynia, włączania gazu, przyprawiania. I jest wyśmienite!

Kwaśna zapiekanka
Składniki:
Makaron (2-3 rodzaje, najlepiej razowe)
Kapusta kiszona
Parówki sojowe bądź inna wędlina wegańska
Przyprawy - majeranek, kminek, nasiona kopru
Przygotowanie:
Składników ilościowo potrzebujemy mniej więcej w proporcji 1 do 1 (lub ewentualnie odrobinę więcej kapusty). Makarony gotujemy w zależności od instrukcji na opakowaniu, natomiast przyprawioną (np. wspomnianymi wcześniej majerankiem, kminkiem i koprem) kapustę gotujemy w wodzie (2 szklanki na 1 kg kapusty) przez około 40 minut (od czasu do czasu mieszamy, pilnujemy, żeby się nie przypalała). Kiedy kapusta będzie już prawie gotowa podsmażamy pokrojone parówki/wędlinę na odrobinie oleju.
W naczyniu żaroodpornym przekładamy warstwy makaronu i kapusty,  na wierzchu układamy kiełbaski, polewamy odrobiną wody i oleju i wstawiamy do piekarnika na max 30 minut na temp około 200 stopni.

Mam nadzieję, że Was nie przestraszyłam ^^;.

piątek, 9 września 2011

Nowy wymiar gulaszu

Ponownie oswajałam liście rzodkiewki, ponownie gulaszem i ponownie jestem oniemiała z zachwytu!

Przepis powstał w zasadzie z poprzedniego gulaszu ale tym razem jest 100 razy lepszy niż ostatnio :D

Gulasz palce lizać
Składniki:
4pomidory (2 duże i 2 małe)
2 cebule (małe)
2 pęczki liści rzodkiewki (jeden duży, drugi mały)
250 gram tofu
1 szklanka wody
1 duży ząbek czosnku
3 łyżki cieciorki
2 łyżeczki pasty słonecznikowej, 2 łyżeczki musztardy
3/4 opakowania mixu kiełków na patelnię
przyprawy (kmin, kumin, papryka słodka, przyprawa do ziemniaków, przyprawa do spaghetti, kostka bulionowa)
oliwa/olej
Przygotowanie:
Pomidory sparzamy i obieramy ze skórki. Kroimy cebule, pomidory, czosnek, tofu. Rozgrzewamy patelnię, wrzucamy kminek z kuminem, następnie podsmażamy na złoto cebulę z czosnkiem. Kiedy ta się zeszkli zrzucamy do garnka, następnie podsmażamy tofu z cieciorką i kiełkami. Do cebuli dodajemy pomidory, zalewamy szklanką wody i stawiamy na ogniu. Kiedy tofu się podsmaży a w garnku będzie się gotowało, zrzucamy zawartość patelni do gulaszu, dodajemy kostkę bulionową, mieszamy i pozwalamy się dusić aż do rozpadnięcia pomidorów. Myjemy liście rzodkiewki, przebieramy, urywamy 'nerwy' listków. Do sosu dodajemy pozostałe przyprawy, pastę słonecznikową, musztardę, mieszamy i na końcu wrzucamy liście. Pozwalamy dusić się około 5-10 minut na lekkim ogniu.
Podajemy np. z ryżem :)
Smacznego!

wtorek, 6 września 2011

Zapiekana cieciorka z dodatkami

Odkryłam coś niesamowitego! Wspaniałe i niezwykłe połączenie. I to przez przypadek, na zasadzie 'hm... ciekawe co się stanie jeśli...". Sami zobaczcie:

Przed upieczeniem
Cieciorka z piekarnika
Składniki:
1 puszka ciecierzycy (bądź ugotowana zwyczajna, ja akurat nie miałam a chciałam zrobić szybki obiad)
1 cebula
1/3 papryki
2 garści ciemnych winogron
garść suszonej żurawiny
przyprawy: papryka słodka (dużo), papryka ostra (mało), przyprawa do ziemniaków (dużo), lubczyk (umiarkowanie)
olej lub oliwa
Po upieczeniu
Przygotowanie:
Cieciorkę płuczemy, wrzucamy do miski. Dodajemy olej tak aby wszystkie ziarenka były w nim umaczane (nie potrzeba dużo), następnie dodajemy posiekaną drobno cebulę i paprykę, oraz przyprawy i mieszamy dokładnie aby wszystko rozłożyło się równomiernie. Wszystko to wsypujemy do naczynia żaroodpornego bądź blachy wysmarowanej tłuszczem (ewentualnie wyłożonej folią aluminiową). Na wierzch rozsypujemy pokrojone na 4 części winogrona (najlepiej jeśli wydłubie się z nich pestki). Całość wstawiamy do piekarnika na 30 minut. Przez pierwsze 15-20 minut temperatura niech wynosi około 220 stopni, później warto ją zmniejszyć do 180 stopni.

Mniam, pychota! Naprawdę, nie spodziewałam się, że winogrona i cebula tak do siebie pasują :).

niedziela, 17 lipca 2011

Wyprawa, rolady drożdżowe i oświadczenie

Wczoraj udałyśmy się z Zuźką na podbój centrum Warszawy: zajrzałyśmy do Organica (w poszukiwaniu tempehu), Kuchni Świata (zakupiono tapiokę :D), Saturna (książki kucharskie! <3) i na końcu do Loving Hut na obiad (obwiniam za to Zenonę ;P wybierałam się tam od 2 lat i wybrać się nie mogłam aż do wczoraj ;]).
Bawiłyśmy się nieźle (mam na dzieję, Dem, że to potwierdzisz ;P), jednak najlepszy moment przyszedł, gdy dotarłyśmy do mnie do domu w celu upieczenia ciasta... Kuchnia zamieniła się w istne pobojowisko, co chwilę dobiegały z niej wybuchy (śmiechu) i unosiły się dziwne opary...

Upiekłyśmy dwie rolady, miałyśmy niesamowite trudności z ciastem, męczyłyśmy się, trudziłyśmy i kombinowałyśmy a ostateczny efekt naszych wysiłków nie był taki zły (spodziewałam się czegoś zupełnie gorszego...).
Skorzystałyśmy z przepisu na ciasto drożdżowe umieszczonego na puszce. Od razu widziałyśmy, ze coś z nim nie tak (nie coś tylko za dużo mleka, za mało drożdży), jednak postanowiłyśmy zaryzykować. Nie będę wam pisać jakie były proporcje oryginalnie tylko jak być wg nas powinno.

Rolady drożdżowe:
Ciasto:

około 1 szklanka mleka roślinnego
30 gram drożdży
600 gram mąki
4 łyżki cukru
olej
Na nadzienie I.: (mój własny patent)
dwa pęczki mięty
kilka łyżek cukru
odrobina wody
Na nadzienie II: (znalezione kiedyś na jakimś blogu
Cukier
Cynamon
Olej i woda
Przygotowanie:
Drożdże rozpuścić z cukrem i zalać letnim mlekiem, dokładnie wymieszać i odstawić w ciepłe miejsce do wyrośnięcia. Dodać mąkę i zagnieść ciasto, dodać trochę oleju. Po wyrobieniu odstawić na około 20-30 minut w ciepłe miejsce. Kiedy ciasto zwiększy swoją objętość zagnieść ponownie, rozwałkować i przekroić na pół.
W wolnej chwili przygotować nadzienie: miętę oskubać z gałązek, w misce utrzeć z cukrem i odrobiną wody (mam na myśli rozgnieść - ja użyłam łyżki do nakładania lodów ^^'), przerzucić do rondelka, dodać kilka łyżek cukru i kolejną odrobinkę wody (2 łyżki?), zagotować lekko i trzymać na ogniu aż do zgęstnienia. Rozprowadzić na połowie ciasta. Na drugiej części rozprowadzić wodę 'wymieszaną' z olejem, posypać brązowym cukrem wymieszanym z cynamonem (ewentualnie wszystkie te składniki wymieszać w szklance i w takiej postaci rozprowadzić na ciasto). Oba placki zawinąć jak roladę, przełożyć do blachy i piec w temperaturze 200 stopni przez około 25-30 minut.

Dziś Zuza uraczyła mnie informacją, że zamówiła maszynkę do lodów... Będzie się działo :P.

A tymczasem, na koniec pozostawiłam informację o tymczasowym zawieszeniu działalności bloga (do odwołania). Jest to spowodowane sprawami osobisto - rodzinnymi. Postaram się jednak zaglądać na obserwowane blogi, przeglądać nowe wpisy i komentować, choć u siebie wpisów nie będę zostawiać.
Tak więc cieszcie się tymczasowym spokojem i piszcie :).

Pozdrawiam, Cottie

PS. Kilka zdjęć z wczorajszego dnia:
Zuzy "Crazy Plate"...
i moje "Be Veg"
oraz nasze drożdżowe (przed wstawieniem do piekarnika)
mój cynamonowy tasiemiec i Zuzy węzeł miętowy.

sobota, 9 lipca 2011

Przepyszny Cielaczek i ukochana zupa Cebulowa

Witariańska dieta poszła tymczasowo w kąt i ustąpiła potrzebie zużycia kilku przeterminowanych, bądź bliskich przeterminowania produktów. Tak więc nastąpiło (i nastąpi jutro) czyszczenie lodówki.

Tak jak napisałam na facebookowym profilu, zjadłam dziś Cielaczka. Oczywiście chodzi o ciasto o takowej nazwie ;). Przepis znalazłam w starym, nauczycielskim dzienniku (lata '70, bądź '80), do którego babcia i mama wklejały, bądź wpisywały różne notatki, wycinki z gazet z najróżniejszymi daniami, czy przydatne kulinarnie uwagi. Większość potraw z zeszytu jest oczywiście przypisana diecie 'tradycyjnej', jednak bardzo często sięgam po nie jako inspirację, wiele przepisów zweganizowałam. Tak było z moim dzisiejszym ciastem.

"Cielaczek"
Składniki:
Na ciasto:
 2 szklanki mąki (u mnie 1,5 sz. zwykłej pszennej, 0,5 sz. razowej pszennej)
1 szklanka cukru
3/4 szklanki oleju
1 szklanka mleka sojowego (najlepiej chyba waniliowego ale w sumie każde będzie pasować)
3 łyżki kakao
2 łyżki dżemu (które ja pominęłam)
1 łyżeczka sody
1 łyżeczka proszku do pieczenia
Na masę 'serową':
 1/2 kg tofu
1/2 szklanki oleju
1 łyżeczka mąki ziemniaczanej
1 szklanka cukru
cukier waniliowy (także pominięty, zdecydowanie na +)
odrobina mleka sojowego (2-3 łyżki?)
Przygotowanie:
Składniki na ciasto umieszczamy w jednym naczyniu i miksujemy na jednolitą masę.
Tofu z cukrem i mlekiem zmiksować na jak najdelikatniejszą masę, utrzeć następnie z mąką i olejem.
Ciasto wlać do wysmarowanej tłuszczem formy (najlepiej tortownicy o niezbyt dużej średnicy), na wierzchu układać łyżką plamy masy z tofu, tak aby przypominały łaty tytułowego cielaczka.Wstawić do rozgrzanego do 200 stopni piekarnika na około 40 - 50 minut.

Dodam, że masa z tofu wyszła mi trochę za rzadka, dlatego 'rozlała' mi się na prawie cały spód, który ładnie wyrósł przy brzegach, w efekcie... powstała taka jakby czekoladowa miseczka z białym kremem. Trochę inaczej wygląda to od oryginału ale smakuje nieźle :).
Ciasto oceniam na... 3+ / 4=?


Poza tym ugotowałam ponownie moją ulubioną zupę (o której pisałam już tutaj), również w ramach zużywania resztek/produktów po terminie. Podawałam ją sobie dzisiaj z uszkami polsoi z tofu wędzonym, które właśnie kończyły swój żywot...








Jutro jeszcze dopiekę do zupy paszteciki z czerwoną soczewicą adaptowane z przepisu Margety.

I w prezencie jedno zdjęcie z któregoś z kolei posiłku RAW
I na koniec, mam maleńką prośbę. Jeśli kiedykolwiek zrobicie którykolwiek z zaprezentowanych u mnie przepisów napiszcie o tym, czy w komentarzu, czy nawet mailu. Powiedzcie, czy coś zmieniliście, czy Wam wyszło, może macie jakieś sugestie, które poprawiłyby danie? A może znaleźliście fajny przepis i wydaje się Wam, że może mi się spodobać, śmiało ślijcie, wypróbuję z przyjemnością :).

Pozdrawiam sennie, Cottie.
PS. Potrzebna mi nocna nagrywarka myśli, ma ktoś namiary na dobrego wykonawcę?

czwartek, 7 lipca 2011

Sałatka wypasiona i coś o uzależnieniu

Przez edysqę (nie jestem pewna czy dobrze odmieniam ^^') i jej sałatkę zaczęłam bardziej bawić się z warzywami. Dziś na śniadanie była właśnie taka wypasiona wersja, którą zrobię też na obiad, dla rodziców.
Uznałam, że im więcej smacznych składników tym lepiej, więc użyłam sałatę lodową, sałatę karbowaną zieloną i ciemną, papryki czerwoną i zieloną, cebulę (lub szczypiorek), kukurydzę z puszki, ogórka świeżego, pomidory, olej i przyprawy (sól, pieprz, paprykę słodką, przyprawę do sałatek). Do mojej wersji dodałam też ziarna słonecznika i siemienia lnianego.

Jak na złość, kiedy jestem na diecie witariańskiej mam multum pomysłów na dania pieczone (przerobiłam wegetariańskie ciasto na wegańskie i chciałabym sprawdzić, czy się uda :D), smażone, gotowane (Wojtek marudzi o zupę cebulową z pasztecikami)... Do tego mama kupiła rzodkiewkę z ślicznymi liśćmi i te aż się proszą o zrobienie z nich czegoś dobrego ^^;. A wczoraj zrobiłam kolejne dango, tym razem z mąki ryżowej kleistej. Zrobiłam je podobnie jak z mąki ryżowej zwykłej jednak w smaku wyszły gorzej (wg mnie przynajmniej, Wojtkowi jak zwykle smakowały... ;P) ALE nie wiem, czy zależy to od mąki, czy od rozmiaru (małe gotuje się krócej, duże dłużej albo z jakimiś specyficznymi wymogami? teoretycznie nic o tym nie słyszałam). No, nieistotne, niedługo zrobię jeszcze dango i zobaczę :D.

A teraz wyjaśnię o co chodziło mi z uzależnieniem... Otóż zauważyłam, że prawie non stop, kiedy tylko mogę siedzę na bloggerze, przeglądam wpisy innych, komentuję, przeglądam zdjęcia, szukam czegoś... To już zaczyna się robić niepokojące... :P Ale nie ukrywam, straszną frajdę sprawiają mi rozmowy z innymi bloggerami, wszystkie komentarze...

Poza tym, chciałam Wam opowiedzieć o Zuźce :P. Jest to moja koleżanka z czasów gimnazjum, utrzymujemy trochę kontaktu, głownie internetowo, gdyż ona aktualnie studiuje w Krakowie. Ostatnimi czasy gadamy coraz więcej, głównie o gotowaniu, wymieniamy się przepisami, sugestiami, umawiamy na wypróbowywanie różnych dań, zakupy. Zuza jest bardzo otwarta na kwestię weganizmu (jak mało kto z moich znajomych, naprawdę), choć sama (póki co ;P) weganka nie jest. A teraz jeden wycinek z naszych rozmów ;P.

A tak na sam koniec już zapraszam do głosowania na mnie w konkursie na Miss wegetarianizmu/weganizmu. Jeśli komuś podoba się przypadkiem moje zdjęcie to proszę o głos, bardzo mnie ucieszy jeśli okaże się, że nie głosowała na mnie wyłącznie rodzina :P.

Pozdrawiam, Cottie

niedziela, 3 lipca 2011

Pierwszy obiad 'RAW'

Tak, tak, powoli przechodzę na wakacyjny witarianizm :). Oczywiście wszystko przez ~vegejustynę, która mnie zaraziła smakowicie wyglądającymi daniami (myślałaś, że Cię w to nie wkopię? Teraz masz za swoje :P)
Oczywiście do tej pory dosyć często zdarzały się surowe posiłki (od chyba początku czerwca jadam przynajmniej jedną miskę sałatki pomidorowej dziennie), jednak stwierdziłam, że chciałabym aby stanowiły one minimum 90% mojego tygodniowego wyżywienia :). Zobaczymy co mi wyjdzie ;).
Już teraz wiem, że na pewno odstępstwem od 'diety' będą babeczki piernikowe (które są obiecane koleżance już chyba od miesiąca) i blok czekoladowy dla siostry.
Swoją drogą, złośliwość losu - dzisiaj akurat moja mama postanowiła zrobić moje ulubione ziemniaki zapiekane (nie wiedziała o moim postanowieniu). Okrutnie się ze mną los obchodzi, czyż nie? :P

No dobra, już wam nie smęcę
Przepis znalazłam w pliku tekstowym na którymś chomiku, wyszukane pod hasłem 'witarianizm', zmodyfikowałam dość mocno proporcje składników (i trochę innych dodałam).

Warzywa z sosem a'la Guacamole
Składniki:
Na sos: 2 pomidory, 1,5 czerwonej papryki, 1 zielona papryka, 1 avocado, ziarna słonecznika, siemienia lnianego, kilka orzechów włoskich, przyprawy, odrobina oleju (dla witaminek, więc rzeczywiście mało).
Do nabierania sosu: Papryka czerwona i zielona, kalafior, brokuł, ogórek i każde inne dowolne warzywo.
Przygotowanie:
Wszystkie warzywa należy dokładnie umyć, z papryk pozbywamy się nasion i ogonków, avocado obieramy i wyjmujemy pestkę. Wszystkie składniki wrzucamy do miski (większe wcześniej kroimy dla ułatwienia) i blendujemy, doprawiamy wg uznania, dodajemy oleju. Przekładamy do miseczki.
Resztę warzyw dzielimy na wygodne kawałki do nabierania sosu (papryki, ogórki w paseczki, brokuły i kalafiory w mniejsze różyczki). Układamy ładnie na talerzu, podajemy z sosem i wcinamy :D. Niezłe by to było na imprezę :D.
Sosu wyszło dużo z danej ilości, to co na zdjęciu to mniej więcej 1/4.
BTW, zapomniałam dodać cebulę, nad czym ubolewam, byłoby pyszne :(. Może jutro...

A w piątek upiekłam pierwsze zwyczajne ciasteczka, z przepisu autorstwa Just My Delicious. Oczywiście pominęłam te cytrynowe kryształy i lukry barwione, wyszły zwyczajne kruche ciasteczka, może odrobinkę za mało słodkie. Zastosowałam też mąkę pszenną razową, sprawdziła się wg mnie :). Wyszło mniam :). No i wypróbowałam moje nowe foremki, o takich 'wykrawaczkach' zawsze marzyłam =3.

Pozdrawiam i życzę miłej końcówki weekendu, Cottie

poniedziałek, 27 czerwca 2011

Czerwony ryż i wypasione papryczki

Dzisiaj trochę pobawiłam się w kuchni i wymodziłam dwa 'nowe' dania. Tylko to okropne zmywanie i sprzątanie... :/

Zapiekany ryż w sosie pomidorowym
Składniki:
2-3 torebki ryżu (ja wzięłam 'naturalny')
3 małe cebulki
5 pomidorów
trochę papryki (powiedzmy, że pół)
olej
przyprawy (papryka słodka, pieprz, sól, przyprawa do ziemniaków, przyprawa do gyrosa, Sekrety Indii - Bombay Masala, Sekrety Orientu - Cairo Shoarma)
Przygotowanie:
Najpierw gotujemy ryż wg przepisu na opakowaniu. Parzymy pomidory i zdejmujemy z nich skórki. Kroimy cebulki oraz paprykę i podsmażamy na oleju w rondelku. Kiedy cebula się zarumieni dodajemy pokrojone pomidory, przyprawiamy i dusimy całość na wolnym ogniu, co jakiś czas mieszając. Kiedy ryż już będzie gotowy (może być lekko przytwardy) wykładamy go do naczynia żaroodpornego, zalewamy gotowym sosem, dodajemy utarty wegański ser (jeśli ktoś ma, ja niestety nie) i w stawiamy do piekarnika na 25 minut (temp. 200 st.). Warto raz, czy dwa zamieszać w trakcie pieczenia.
Ewentualnie jeśli ktoś jest bardzo głodny może zrezygnować z zapiekania i po prostu zalać ryż sosem (tylko wcześniej sos trzeba by zagęścić śmietaną sojową z mąką, wiecie jak ;D)

Faszerowane papryczki
Składniki:
3 papryki
3 małe cebulki (u mnie jedna była ciemna)
pół puszki fasoli czerwonej, pół puszki kukurydzy, pół puszki cieciorki (<3)
Powinna być jeszcze marchewka albo dwie ale nie mogłam znaleźć, schowały się gdzieś :P
Olej
Przyprawy (papryka słodka, pieprz, sól przyprawa do gyrosa, Sekrety Indii - Bombay Masala, Sekrety Orientu - Cairo Shoarma, wasabi, sos sojowy)
Przygotowanie:

Kroimy cebule na kawałki o dowolnym kształcie, dodajemy fasolę, kukurydzę i cieciorkę. Do miseczki wyciskamy trochę wasabi, zalewamy to odrobiną sosu sojowego, wsypujemy resztę przypraw w dowolnej ilości, dolewamy oleju i mieszamy dokładnie, dodajemy do warzyw. Ucinamy końcówki papryki (te z ogonkiem) jak najwyżej, wyjmujemy nasiona. Nakładamy masę do powstałych paprykowych miseczek, te wkładamy do naczynia żaroodpornego, wokół wysypując te warzywa, które nie zmieściły się do papryk Wstawiamy do piekarnika na około 35 minut (temp 180 st). Można piec pod przykryciem (np. owinąć od góry folią aluminiową albo włożyć całość do rękawa do pieczenia).

To by było na tyle. Przepraszam za kiepskie zdjęcia, robione telefonem z powodu tymczasowego braku aparatu. Papryczki wyglądają w rzeczywistości 100 razy lepiej :P. Co do potraw to naprawdę polecam, wyszły pysznie a to wszystko takie proste do zrobienia... Polecam też przepis opublikowany przez autorkę 'więcej yofu!' ;).

Pozdrawiam i życzę miłego wieczoru, Cottie.

wtorek, 21 czerwca 2011

Lody, lody, dla ochłody lody!

Z dedykacją dla Vegejustyny, lody miętowe z kawałkami czekolady! Mam nadzieję, że nie będziesz zawiedziona ^^;.

Lody miętowe, z kawałkami czekolady
Składniki:
Pęczek mięty (ja zużyłam 3/4 kupnego pęczka - 1/4 poszła do truskawek i drinka)
około pół litra mleka sojowego (pomieszane u mnie mleko waniliowe i naturalne)
pół opakowania cukru waniliowego (jeśli ktoś lubi trochę słodsze)
jeden pasek (4 kostki?) czekolady o wegańskim składzie.
Przygotowanie:
Obrywamy listki mięty i wrzucamy je do odmierzonego mleka, blendujemy (można ewentualnie najpierw miętę potraktować moździerzem, powinno dać fajny efekt). Dodajemy posiekaną wcześniej nożem czekoladę i cukier, blendujemy nadal. Wkładamy naczynie do zamrażalnika, po pół godzinie wyjmujemy i znów miksujemy, ponownie wkładamy do zamrażalnika. Po jakimś czasie znów wyjmujemy, miksujemy i znów chowamy do zamrażalnika. Ważne jest, żeby temperatura nie była zbyt niska, ponieważ z wody w mleku zwyczajnie zrobią się kryształki a nie zamrozi się jednolicie... Najlepiej byłoby użyć do robienia lodów specjalnej maszyny, bardzo to upraszcza proces. Niestety, ja nie mam takiego urządzenia a temperatura u mnie w zamrażalniku to chyba -10 stopni (a nie mogę jej zwiększyć, ponieważ produkty rodziców, sami wiecie jakie, się zepsują), więc moje lody w konsystencji i wyglądzie nie zachwycają (jak większość rzeczy u mnie), jednak w smaku są super :D. Zamierzam z nich zrobić też kawę mrożoną ale o tym kiedy indziej.

Mam nadzieję, że komuś spodoba się mój smaczny przepis. Polecam :)
Pozdrawiam, zmrożona Cottie.

niedziela, 19 czerwca 2011

Na leniwe niedzielne popołudnie tarta czekoladowa

Jak zwykle u mnie - obiecywałam wpis na piątek/sobotę, pojawia się w niedzielę.  Eh... Nie mogę się pozbyć tego 'spóźniania' (na co dzień jestem bardzo punktualna, tylko w internecie tak się ociągam...). No nic.
Tarta Czekoladowa (przepis z książki "Zaskakujące Tofu" Marioli Białołęckiej)
Składniki:
Na ciasto:

150 g mąki pszennej
50 g mąki pszennej pełnoziarnistej
1/2 łyżeczki proszku do pieczenia
2 łyżki cukru pudru
1 łyżka kakao
90 g tofu naturalnego, rozdrobnionego
100 g margaryny
30 g migdałów zmielonych/miksowanych
4łyżki lodowatej wody
Na nadzienie:
360 g tofu naturalnego rozdrobnionego
180 g gorzkiej czekolady
2 łyżki sztucznego miodu
2 łyżki cukru pudru
250 ml mleka czekoladowego (lub ew. waniliowego)
1 czubata łyżka masła orzechowego
1 łyżka kakao
2 łyżki mąki kukurydzianej
1 łyżka mąki ryżowej
1 łyżka cukru waniliowego
olejek pomarańczowy
Prygotowanie:
1. Przygotowujemy spód. Wsypujemy mąkę do miski, dodajemy proszek do pieczenia, cukier puder, kakao i migdały, mieszamy wszystko ze sobą. Bardzo zimne masło kroimy na mniejsze kawałki, wrzucamy do sypkich składników i miksujemy. Dodajemy rozdrobnione tofu cały czas miksując. Kiedy składniki będą w postaci takiego grysiku (piaskowate takie) dodajemy 4 łyżki lodowatej wody (można nawet kostki lodu dać choć ja tego nie próbowałam z moim beznadziejnym sprzętem). Miksujemy jeszcze przez chwilę aż ciasto zacznie się zbijać w większe grudki, wyjmujemy je, formujemy w kulkę i wkładamy do lodówki na minimum 30 minut (u mnie chyba 12 godzin, im dłużej tym lepiej).
2. Wyjmujemy ciasto  z lodówki, rozwałkowujemy, wykładamy do formy (tak aby pokrywało spód i ścianki), nakłuwamy widelcem, przykrywamy folią bądź papierem i wysypujemy fasolę (aby równo się upiekło, nie wyrosło za bardzo). Pieczemy w temperaturze 200 stopni przez około 15 minut.
3. Przygotowujemy nadzienie. Czekoladę rozpuszczamy w kąpieli wodnej. Rozdrobnione tofu miksujemy razem z mlekiem sojowym, miodem, cukrem waniliowym i cukrem pudrem. Następnie dodajemy masło orzechowe, rozpuszczoną czekoladę, olejek pomarańczowy, kakao, mąkę kukurydzianą i ryżową. Miksujemy do uzyskania jednolitej konsystencji.
4. Wyjmujemy spód z piekarnika, zdejmujemy folię z ziarnem i pozwalamy ostygnąć. Kiedy to nastąpi wykładamy nadzienie, rozprowadzamy równomiernie i wkładamy ponownie do piekarnika na 40-45 minut (temperatura 190 stopni). Można przed pieczeniem posypać wiórkami czekoladowymi (ja starłam kilka kostek czekolady na tarce).

W skali od 0 do 6 daję mu 3+/4.

Mało miałam motywacji do napisania tego przepisu, który całkiem się udał (ale zdjęcia totalnie nie wyszły), bardziej mnie kusiło aby napisać o ogłupiającej mocy alkoholu (od którego nie stronię jakoś szczególnie ale znam umiar w przeciwieństwie do niektórych).
Jeśli macie ochotę na coś smacznego to ta tarta całkiem się nada :).

Pozdrawiam, Cottie
PS. Niedługo następny wypiek i coś na ochłodę.

piątek, 17 czerwca 2011

To co Cotki lubią najbardziej - Dango

Od miesięcy chodzi za mną ten (jakże prosty ale smaczny) przepis ale ciągle nie mogłam się zebrać z kupieniem jednego ważnego składnika. W końcu jednak zebrałam się w sobie i dzięki temu mamy nowe, ciekawe danie :D.

Pierwszy raz, całkiem nieświadomie natknęłam się na dango w anime Sailormoon ;). Jednak chęcią spróbowania zapałałam dopiero gdy natrafiłam na filmik na Youtubie - Cooking With A Dog (na dole). Polecam wam serię ich filmików (w większości potrawy mięsne ale można znaleźć inspirację do fajnych dań ;]), między innymi Ichigo Daifuku.


Dango to tradycyjny japoński kluskowy deser, podawany na słodko z różnymi sosami, posypkami, panierkami.

Tofu Dango (Daikazoku? ;])
Składniki: W proporcji 1 do 1
Mąka ryżowa kleista (ja użyłam zwykłej)
Tofu (najlepiej silken tofu ale może być też naturalne)
Przygotowanie:
Zagniatamy mąkę ryżową z tofu jak najdokładniej, pomagamy sobie odrobinką wody. Kiedy masa będzie jednolita formujemy kulki. Ze 100 gram tofu i 100 gram mąki powinno nam wyjść 27 kulek. Wrzucamy je do gotującej się wody, będą gotowe około 1-2 minuty po wypłynięciu na powierzchnię. Z garnka przekładamy je do miski z zimną wodą (z kostkami lodu na przykład) a następnie przekładamy już ostygnięte kluski na talerz. Na końcu nabijamy po trzy kluski na jeden patyczek do szaszłyków.

Zwykle do dango stosuje się jakiś sos albo posypkę - ja użyłam ziaren białego sezamu i cukru w proporcji 2 do 1.

Na youtubie jest masa różnych propozycji przygotowania Dango, tak więc zachęcam do szukania, wymyślania własnych sposobów podania (ja będę kombinować jeszcze =3).
Na koniec jeszcze urocza piosenka z cudownym przesłaniem
A dziś wieczorem (lub jutro rano) coś czekoladowego z książki "Zaskakujące Tofu".

Pozdrawiam, Opychająca się Cotka :P

środa, 15 czerwca 2011

Śmieciodanie, czyli coś ze wszystkiego + koktajl

Dawno nic nie pisałam, plany na post miałam niesamowite a tu kicha :P. Tak więc prosto dzisiaj, nawet bardzo.

Takie danie jak dzisiejsze powstaje zwykle kiedy kilka dni pod rząd powstają nowe 'potrawy' i z każdej zalega odrobinka w lodówce. Ewentualnie zrobiliście coś dawno i niedługo trzeba będzie wyrzucić.

Śmieciodanie* vel Resztkożarcie* :)
Składniki:
Ugotowany kilka dni temu w nadmiarze makaron
Przygotowane kilka dni wcześniej kotlety sojowe (natarte przyprawą do kurczaka przed usmażeniem, oczywiście wcześniej ugotowane w bulionie)
Zrobiony wczoraj seitan (który trochę się nie udał ale jest zjadliwy), warzywa zapiekane razem z seitanem (wg przepisu)
Sos pomidorowy ze słoika
Resztki z puszek (u mnie cieciorka =3)
Przyprawy
Przygotowanie:
Płuczemy makaron pod bieżącą, ciepłą wodą i wrzucamy na patelnię, polewamy sosem pomidorowym. Dodajemy warzywa od pieczenia seitanu (marchewka, cebula, cieciorka). Kroimy kotlety sojowe i seitan w kosteczkę, wrzucamy na patelnię. Smażymy trochę, przyprawiamy i wrzucamy na talerz. Można posypać świeżymi ziołami, np. bazylią, lubczykiem...

Prawda, że proste? :P

Co do seitanu to coś zrobiłam źle (nie do końca stosowałam się do instrukcji i robiłam na 'mniej więcej') i ostatecznie wyszła taka gąbeczka xD. Tak, czy inaczej nie zważajcie na moje niepowodzenie w tej kwestii (które zamierzam naprawić, przy kolejnym podejściu za jakiś czas) i spróbujcie przepisu. Cały czas nie mogę przestać się zachwycać nad pracą włożoną w wykonanie tego tutoriala dla wygody innych, jesteście wspaniali (Zenona i jej mąż oczywiście ;])

Tak poza tym to oczywiście dalszy ciąg truskawek.
Ponieważ od jakiegoś czasu kręci się mi w głowie miętowym uderzeniem to przy każdej wizycie w każdym sklepie przeszukuję dział z ziołami w poszukiwaniu tego właśnie krzaka. Dziś mi się udało i pierwsze, delikatne użycie.
Ten koktajl, przy miksowaniu wrzucamy kilka liści mięty. Podajemy z kostkami lodu.
Banał ale TOTALNIE orzeźwia, także polecam.

Niedługo coś zupełnie odmiennego, bez truskawek, za to z miętą.
I jeszcze kolejny przepis z książki "Zaskakujące Tofu".
(tak, wiem, że obiecuję już od wieków to wszystko ale... no nie mogę się ogarnąć jakoś i zmusić do ruszenia...)

Dobra, to tyle.
Pozdrawiam, Orzeźwiona Cottie

*to wcale nie jest tłuste, wbrew wyglądowi, prawie w ogóle nie używałam oleju

czwartek, 9 czerwca 2011

Truskawkowe mgnienie i radosne (dla mnie) wieści

Jak może niektórzy zauważyli Stowarzyszenie Empatia przyjęło mój blog w swoje ramiona i od wtorku uczestniczę w programie "Weganizm. Spróbujesz?". Informacja na mailu tak mnie ucieszyła i wywołała uśmiech na długie godziny :D. O samym programie i Stowarzyszeniu nie będę się teraz rozpisywać, ponieważ planuję stworzenie zakładki z kilkoma informacjami, przy okazji sama dowiem się więcej (przyda się ta wiedza przy konkursach :P).

A teraz prosty przepis na deser (a jakże) truskawkowy :P

Pudding Truskawkowy
Składniki:
Truskawki, około kg
Cukier waniliowy (ja użyłam dwa opakowania i jeszcze trochę zwykłego bo truskawki wyjątkowo kwaśne)
Agar, opakowanie ok. 15 gram
Można dodać płatki owsiane, siemię lniane, sezam.
Przygotowanie:
Kilogram truskawek miksujemy z dodatkiem cukru. Wlewamy powstały mus do garnka i zagotowujemy cały cza mieszając. Kiedy będzie już bulgotał wsypujemy powoli agar i mieszamy, tak aby powstało jak najmniej grudek. Pozwalamy jeszcze chwilę się pogotować a następnie przelewamy do foremek. Kiedy masa będzie już letnia można wstawić do lodówki. Po około 15 minutach w lodówce powinno być już gotowe do spożycia.

U mnie pudding przybrany jest gruszką i syropem malinowym ale to już zależy od Was.
A nie mówiłam, że proste? :D

A niedługo będę piekła piernikowe babeczki - obiecałam koleżance za zrobienie grafiki garnkowej (widocznej na blogu :).
Myślę także żeby zrobić po raz pierwszy seitan... Co wy na to? =3

Pozdrawiam śniadaniowo, Cottie

wtorek, 7 czerwca 2011

Wypasiona pizza, to jest to!

Wczoraj miałam randkę z Wojtkiem i wspólnie sobie gotowaliśmy (choć on głównie zmywał - zmusiłam go :P). Naszym celem była pizza a wyszło... Nie wiem jak to nazwać ale niczym nie przypominało tych ubogich pizz z restauracji :P. Warstwa farszu była prawie dwa razy grubsza niż ciasta :P. Ale wyszło pysznie i całkiem ładnie ;). Niestety, zdjęć jeszcze nie mam - dzisiaj bądź jutro będę piekła taką samą więc może wtedy... ;).

Pizza Wypasiona
Składniki
około 25 gram drożdży (1/4 kostki)
400 gram mąki (odrobina więcej niż 2,5 szklanki) - my użyliśmy 2 szklanek razowej i pół tortowej
200 ml letniej wody
sól
6 łyżek oleju/ oliwy
około 300 - 400 gram ugotowanej ciecierzycy (u mnie było chyba pół kilo ale to trochę za dużo ;P)
3 papryki (czerwona, zielona, żółta)
2 cebule (ja użyłam jedną czosnkową i jedną czerwoną), ząbek czosnku (ja nie użyłam ale można :P)
przyprawy,
sok pomidorowy (około 200 - 300 ml)
koncentrat pomidorowy (2 łyżki)
Przygotowanie:
W dużej misce rozpuszczamy drożdże w 200 ml letniej wody, wsypujemy mąkę, łyżkę soli i podlewamy 4 łyżkami oleju - zagniatamy jednolite ciasto. Odstawiamy na 35 w ciepłe miejsce.
Siekamy cebule i czosnek i wrzucamy na patelnię z 2 łyżkami oleju - podsmażamy. Kroimy paprykę i dodajemy do ozłoconej cebulki, wsypujemy ziarna cieciorki (ja nie mieliłam ale można przepuścić przez maszynkę do mięsa), dodajemy 2 łyżki koncentratu i dusimy mieszając często. Podlewamy co jakiś czas sokiem pomidorowym. Można dodać wegańskiego sera (w oryginale jest po prostu mozzarella...).
Kiedy ciasto już urośnie zagniatamy je ponownie, rozwałkowujemy i wykładamy nim posmarowaną olejem blachę. Na ciasto wykładamy gotowe warzywa i wkładamy wszystko do rozgrzanego do 200 stopni piekarnika i zostawiamy na około 20-25 minut.
Co do papryk to ja zrobiłam tak, że użyłam pół strąka każdego koloru do farszu a pozostałe trzy połówki pokroiłam w paseczki i wyłożyłam na farsz tuż przed włożeniem do piekarnika - ładnie to wygląda, kolorowo. I dodałam jeszcze świeżą bazylię na wierzch.

Smakuje pysznie, Wojtek był zachwycony, teraz czekam na informację, czy smakowało jego mamie ;).

Jeszcze tak szybciutko powiem, że ostatnio często jadam na śniadanie płatki ryżowe ugotowane na wodzie :D. Bardzo fajna rzecz - szybka i smaczna (jeśli doda się kilka dodatków), polecam również :D

Pozdrawiam smakowicie, Cottie

czwartek, 2 czerwca 2011

Znowu truskawki, koktajl

Mama chce nas uraczyć i codziennie kupuje minimum kg truskawek.Skoro są, to ja się nimi szybko zajmuję i wymyślam co i rusz jakiś sposób przetworzenia ich (albo i nie, zjadam jak natura stworzyła). W każdym razie jednego dnia, przypilona potrzebą zużycia truskawek wpadłam na pomysł wyprodukowania koktajlu. Żadna nowatorska myśl, a jednak jestem zadowolona :P. Już nie wiem ile lat nie piłam takiego napoju... Tak więc po raz (dla mnie) pierwszy koktajl, odsłona wegańska!

Zdrowy koktajl truskawkowy
Składniki
Truskawki (około 300 gram?)
Mleko sojowe, waniliowe (około 75 ml?)
Płatki owsiane (około czubatej łyżki?)
Ziarna sezamu (czubata łyżka)
Siemię lniane (czubata łyżka)
Cukier waniliowy (około łyżeczki?)
(opcjonalnie banan)
Przygotowanie:
Wszystko wrzucamy do jednego (wysokiego) naczynia i miksujemy >D. Cukier i mleko dodajemy do smaku i własnych preferencji. robiłam dwie wersje tego specjału, do jednej wrzuciłam pokrojonego banana a do drugiego wrzuciłam go już przy miksowaniu.

Smakuje pysznie, dużo lepiej niż w dzieciństwie koktajle z mlekiem krowim (ble, bardzo nie lubiłam :/). Tak więc bardzo polecam, szczególnie do popijania po cieście truskawkowym :D.


Pisałam, że kupiłam sobie foremki do babeczek? <3

BTW, może ma ktoś ochotę zrobić dla mnie projekt szablonu mojego bloga z użyciem wzoru garnka (tego co link do facebooka)? Ja niestety jestem beznadziejna w kwestiach programów graficznych :<.

Pozdrawiam truskawkowo, Cottie

środa, 1 czerwca 2011

Bardzo słodka Tarta Truskawkowa

Sezon truskawkowy w pełni trwa, ceny coraz niższe (wczoraj widziałam już za 5.20 za kg). Niedługo ceny spadną do 2 zł, wtedy będzie się kupowało kilka kilo, miksowało i wcinało schłodzony mus albo dodawało odrobinę mleka sojowego waniliowego i będzie koktajl... A na razie:

Tarta Super-Ekstra-Hiper-Truskawkowa
Składniki:
Ciasto jak do szarlotki
Truskawki (jak najwięcej ;P)
Cukier waniliowy
woda
Galaretka wegańska cytrynowa (ja mam taką z Kauflanda) bądź agar.
Przygotowanie:
Ciasto robimy wg przepisu na szarlotkę, tylko pieczemy całkowicie, aby powstała nam krucha forma. Warto zastosować myk z papierem do pieczenia i ziarnami fasoli aby nam ciasto za bardzo nie urosło (ja tego nie zrobiłam i miałam lekkie problemy :P).
Przebieramy truskawki - myjemy, usuwamy szypułki. Brzydsze ('rozklapciane') wrzucamy do miski i miksujemy na sos, ładniejsze kroimy na pół i układamy na cieście. Galaretkę rozrabiamy z wodą (pół szklanki), dodajemy do sosu truskawkowego i miksujemy. Wylewamy na ciasto z ułożonymi truskawkami i odstawiamy do schłodzenia aby nasz sos stężał :)

Ciasto prezentuje się bardzo ładnie a smakuje jeszcze lepiej. O dziwo wyszło bardzo słodkie (spodziewałam się, że truskawki będą bardziej kwaśne więc dałam pełną szklankę cukru do ciasta i odrobinkę posłodziłam miksowane truskawki cukrem waniliowym). Polecam przepis :).

A teraz smutna wiadomość, przynajmniej dla mnie: mam trudności z komentowaniem cudzych i swoich postów :/. Ale to chyba wina przeglądarki... Kiedy jestem na swoim koncie na komputerze to nie mogę komentować, natomiast na koncie siostry (inny Firefox ma zainstalowany chyba) nie mam z tym problemu O.o'... To nie lada utrudnienie dla mnie :(
No ale trudno, będę jakoś z tym walczyła i jeszcze może pobawię się opcjami, może mi się coś uda zmienić.

Pozdrawiam Was wszystkich serdecznie, całuśnie i truskawkowo, Cottie ;).
PS. 24 osoby lubią mnie na Facebooku! Kocham Was! :*

wtorek, 31 maja 2011

Nadszedł czas na japoński klimat, czyli kulki ryżowe

Raz na jakiś czas, gdy zbliża się jakieś święto kwiatowe, pewna firma zajmująca się wysyłką kwiatów ma zatrzęsienie pracy i wynajmuje dodatkowych pracowników. Znajoma jakiś czas temu wciągnęła mnie właśnie do takiej 'sezonowej' pracy, ciężkiej ale także nieźle płatnej więc nie narzekam. Praca była przez 12 h dziennie od pon do pt (+ czasami po godzinach i ja jeszcze dostałam propozycję zostania również w sobotę). Jak się domyślacie związane to było z Dniem Matki.
Dlatego właśnie nie odzywałam się prawie w ogóle i nie pisałam postów. Co do gotowania to trochę potraw przygotowałam sobie w weekend ale w środku tygodnia nie miałam już siły robić cokolwiek.
Jednak udało mi się wypróbować pierwszy przepis z książki "Zaskakujące tofu" pani Marioli Białołęckiej i teraz go wam przytoczę ;).

"Ryżowe kulki" (około 15 sztuk)
Składniki:
90 gram tofu naturalnego (1/2 lub 1/3 kostki)
1 szklanka ugotowanego ryżu

1 łyżka soku z cytryny
1/2 - 1 łyżeczki utartego imbiru
4-5 łyżek drobno posiekanej dymki
1 ząbek czosnku
przyprawy
Przygotowanie.
Rozdrabniamy tofu widelcem, dodajemy ryż, imbir, dymkę, czosnek, sok z cytryny, przyprawy i mieszamy na w miarę jednolitą masę. Formujemy kuleczki (3-4 cm), wykładamy je na blaszce posmarowanej tłuszczem i wstawiamy do nagrzanego do 200 stopni piekarnika na około 20-25 minut i pieczemy na złoty kolor ;).

Do tego jest sos, którego nawet nie próbowałam robić, połowy składników nie miałam akurat (a kupować sensu nie ma, raz użyję i co potem?). Może wam się spodoba i sprawdzicie?
Sos
Składniki:
3 łyżki lekkiego sosu sojowego (np. shoyu)
1/2 - 1 łyżeczka oleju sezamowego
1 łyżeczka utartego imbiru
1 łyżeczka octu ryżowego
1/2 łyżeczki wasabi
Przygotowanie:
Składniki sosu mieszamy ze sobą i odstawiamy aby smaki przeszły sobą.

Co do kulek to jest to fajna przekąska na imprezę. Mnie osobiście jakoś szczególnie nie zauroczyły ale to nie dlatego, że to jest niesmaczne tylko ja średnio przepadam za daniami ryżowymi. Zrobiłam to bo potrzebowałam czegoś łatwego do przenoszenia i szybkiego do zrobienia, żeby móc to zabrać do pracy - bardzo w tej roli się sprawdziło.
Tak więc jeśli lubicie dana z ryżu (tak jak np. autorka bloga Więcej Yofu) to na pewno posmakuje wam ta prosta i szybka przystawka (bądź danie główne, dla jednej, dwóch osób).

Teraz w planach mam tartę truskawkową, przymierzam się do tarty czekoladowej i dalej zbieram się do przygotowania dango...

A tak w ogóle to dziękuję bardzo za zainteresowanie moim kontem na facebooku, bardzo mi miło, że już są ze mną 24 osoby! To naprawdę fajne uczucie :D
I dziękuję osobą odwiedzającym i komentującym bloga, bardzo mi miło czytać wasze wpisy, uwagi, rady :).

I jeszcze zapomniałam się pochwalić, byłam na zdjęciach z fotorelacji z Dnia Ziemi ;) Nie powiem, żebym wyszła pięknie ale po nieprzespanej nocy, małej ilości jedzenia wegańskiego na imprezie może mi to wybaczycie... [pomijam moją prywatną nie-fotogeniczność :]]

Pozdrawiam was ciepło i już się zamykam :P. Do napisania-przeczytania :*

poniedziałek, 16 maja 2011

Tarta warzywna? Lubię to!

Z niewiadomej przyczyny naszła mnie ochota na coś innego niż zwykle, coś nowego, niewypróbowanego... To pewnie po wczorajszych przysmakach na "Cooking Clash" :D. Tak więc wpadł mi do głowy pomysł, żeby zrobić tartę. Składników miałam właściwie pod dostatkiem, tak więc wzięłam się do przygotowywania :D.

Tarta warzywna
Składniki:
Na ciasto:
200 g mąki (1 i 1/3 szklanki)
125 g (zimnej) margaryny wegańskiej (1/2 kostki mniej więcej)
szczypta soli, szczypta proszku do pieczenia
zimna woda (żeby łatwiej się ugniatało)
Na farsz:
Co lubicie! U mnie: odrobina cukinii, 4 łyżki kukurydzy, trochę żółtej fasolki szparagowej, kilka kawałków ziemniaka, trochę papryki, cebuli, 2 ogórki kiszone, 2 pomidory, koncentrat pomidorowy, ziarna słonecznika i siemienia lnianego
Przygotowanie:
Zaczynamy od spodu. Przesiewamy mąkę do miski, wkrajamy margarynę, posypujemy odrobiną soli i proszku do pieczenia, zaczynamy ugniatać. W razie potrzeby podlewamy odrobinką wody (bądź mleka sojowego), którą mamy w pobliżu na wszelki wypadek ;). Kiedy ciasto będzie zagniecione wkładamy je do torebeczki i wrzucamy do zamrażalnika.
Kiedy masa się chłodzi zajmujemy się farszem. Kroimy cukinię, paprykę, ziemniaki, fasolkę, cebulę i wrzucamy na patelnię z rozgrzanym olejem, podsmażamy na lekkim ogniu. Dorzucamy kukurydzę (i fasolę czerwoną, mi akurat uciekła) i koncentrat, pozwalamy się dusić. Pod koniec przyprawiamy, podsmażamy jeszcze około 3-4 minuty (całość z warzywami powinna zająć nie więcej niż 15-20 minut.
Wracamy do ciasta. Wyjmujemy je z chłodu, rozwałkowujemy i wkładamy na wysmarowaną tłuszczem formę do tart (u mnie niestety zwykła tortownica, popełniłam też błąd i wzięłam największą). Nakłuwamy widelcem kilka razy płat i wstawiamy na 10-15 minut do piekarnika na ok. 200 stopni. Po tym czasie wykładamy na ciasto podsmażone warzywa i znów wkładamy do piekarnika, znów na 10-15 minut, na 200 stopni. Po wyjęciu posypujemy siemieniem, słonecznikiem, pokrojonym ogórkiem kiszonym i pomidorem.
Smacznego :D

Jak widzicie przygotowanie banalne ale smak... Pychota <3

A w najbliższym czasie posty z przepisami na pieroga pizzowego (zaległy, chyba z 2 tygodnie temu robiony) i ciasteczka owsiane (które dopiero zrobię).

czwartek, 12 maja 2011

Gadu, Gadu

Dziś rano nieźle się wystraszyłam, gdy moje konto na bloggerze poinformowało mnie o braku bloga... Obawiam się, że nie podniosłabym się już po tym i nie zaczęła od nowa ^^;. Taka już jestem... Bardzo łatwo się poddaję, przy pierwszych niepowodzeniach...

Tak działam we wszystkich dziedzinach życia.
Kiedyś sporo rysowałam ale straciłam zapał, przez brak talentu ^^;.



Kiedy powoli kończyłam z bazgroleniem przechodziłam na fotografowanie. I tu znowu porażka. Po pierwsze brak talentu (jak wyżej ;P), po drugie beznadziejny sprzęt, który uwydatniał pierwszy punkt. To fotografowanie ciągnie się aż do teraz ale w coraz mniejszym stopniu. Z resztą, radosna wieść dla niektórych: aparat mi prawie nie działa, zdjęć potraw prawdopodobnie nie będzie (a przynajmniej nie w najbliższym czasie ^^;)









W poszukiwaniu swojego talentu próbowałam też tańca, recytacji, śpiewu (cieszcie się, że mnie nie słyszeliście nigdy :P) i wieeeelu, wieeeeeelu innych rzeczy.
Na razie testuję gotowanie i jak na razie nie jestem zbyt zadowolona z efektów.
Na wasze nieszczęście w kwestii gotowania tak łatwo nie odpuszczę - w końcu muszę coś jeść ^^;. Tak więc przy okazji zamieszczam tu posty.

To by było tyle na temat talentów małej Cottie ^^;.
Spróbuję dzisiaj, po zajęciach z samoobrony, wstawić post z jednym z zaległych przepisów ^^;.

Pozdrawia Beztalencie Cottie ;)