Kontakt

Jeśli macie jakiekolwiek pytania, sprawy, propozycje - piszcie:
e-mail: cottien@gmail.com
gg: 8279084

niedziela, 17 lipca 2011

Wyprawa, rolady drożdżowe i oświadczenie

Wczoraj udałyśmy się z Zuźką na podbój centrum Warszawy: zajrzałyśmy do Organica (w poszukiwaniu tempehu), Kuchni Świata (zakupiono tapiokę :D), Saturna (książki kucharskie! <3) i na końcu do Loving Hut na obiad (obwiniam za to Zenonę ;P wybierałam się tam od 2 lat i wybrać się nie mogłam aż do wczoraj ;]).
Bawiłyśmy się nieźle (mam na dzieję, Dem, że to potwierdzisz ;P), jednak najlepszy moment przyszedł, gdy dotarłyśmy do mnie do domu w celu upieczenia ciasta... Kuchnia zamieniła się w istne pobojowisko, co chwilę dobiegały z niej wybuchy (śmiechu) i unosiły się dziwne opary...

Upiekłyśmy dwie rolady, miałyśmy niesamowite trudności z ciastem, męczyłyśmy się, trudziłyśmy i kombinowałyśmy a ostateczny efekt naszych wysiłków nie był taki zły (spodziewałam się czegoś zupełnie gorszego...).
Skorzystałyśmy z przepisu na ciasto drożdżowe umieszczonego na puszce. Od razu widziałyśmy, ze coś z nim nie tak (nie coś tylko za dużo mleka, za mało drożdży), jednak postanowiłyśmy zaryzykować. Nie będę wam pisać jakie były proporcje oryginalnie tylko jak być wg nas powinno.

Rolady drożdżowe:
Ciasto:

około 1 szklanka mleka roślinnego
30 gram drożdży
600 gram mąki
4 łyżki cukru
olej
Na nadzienie I.: (mój własny patent)
dwa pęczki mięty
kilka łyżek cukru
odrobina wody
Na nadzienie II: (znalezione kiedyś na jakimś blogu
Cukier
Cynamon
Olej i woda
Przygotowanie:
Drożdże rozpuścić z cukrem i zalać letnim mlekiem, dokładnie wymieszać i odstawić w ciepłe miejsce do wyrośnięcia. Dodać mąkę i zagnieść ciasto, dodać trochę oleju. Po wyrobieniu odstawić na około 20-30 minut w ciepłe miejsce. Kiedy ciasto zwiększy swoją objętość zagnieść ponownie, rozwałkować i przekroić na pół.
W wolnej chwili przygotować nadzienie: miętę oskubać z gałązek, w misce utrzeć z cukrem i odrobiną wody (mam na myśli rozgnieść - ja użyłam łyżki do nakładania lodów ^^'), przerzucić do rondelka, dodać kilka łyżek cukru i kolejną odrobinkę wody (2 łyżki?), zagotować lekko i trzymać na ogniu aż do zgęstnienia. Rozprowadzić na połowie ciasta. Na drugiej części rozprowadzić wodę 'wymieszaną' z olejem, posypać brązowym cukrem wymieszanym z cynamonem (ewentualnie wszystkie te składniki wymieszać w szklance i w takiej postaci rozprowadzić na ciasto). Oba placki zawinąć jak roladę, przełożyć do blachy i piec w temperaturze 200 stopni przez około 25-30 minut.

Dziś Zuza uraczyła mnie informacją, że zamówiła maszynkę do lodów... Będzie się działo :P.

A tymczasem, na koniec pozostawiłam informację o tymczasowym zawieszeniu działalności bloga (do odwołania). Jest to spowodowane sprawami osobisto - rodzinnymi. Postaram się jednak zaglądać na obserwowane blogi, przeglądać nowe wpisy i komentować, choć u siebie wpisów nie będę zostawiać.
Tak więc cieszcie się tymczasowym spokojem i piszcie :).

Pozdrawiam, Cottie

PS. Kilka zdjęć z wczorajszego dnia:
Zuzy "Crazy Plate"...
i moje "Be Veg"
oraz nasze drożdżowe (przed wstawieniem do piekarnika)
mój cynamonowy tasiemiec i Zuzy węzeł miętowy.

sobota, 9 lipca 2011

Przepyszny Cielaczek i ukochana zupa Cebulowa

Witariańska dieta poszła tymczasowo w kąt i ustąpiła potrzebie zużycia kilku przeterminowanych, bądź bliskich przeterminowania produktów. Tak więc nastąpiło (i nastąpi jutro) czyszczenie lodówki.

Tak jak napisałam na facebookowym profilu, zjadłam dziś Cielaczka. Oczywiście chodzi o ciasto o takowej nazwie ;). Przepis znalazłam w starym, nauczycielskim dzienniku (lata '70, bądź '80), do którego babcia i mama wklejały, bądź wpisywały różne notatki, wycinki z gazet z najróżniejszymi daniami, czy przydatne kulinarnie uwagi. Większość potraw z zeszytu jest oczywiście przypisana diecie 'tradycyjnej', jednak bardzo często sięgam po nie jako inspirację, wiele przepisów zweganizowałam. Tak było z moim dzisiejszym ciastem.

"Cielaczek"
Składniki:
Na ciasto:
 2 szklanki mąki (u mnie 1,5 sz. zwykłej pszennej, 0,5 sz. razowej pszennej)
1 szklanka cukru
3/4 szklanki oleju
1 szklanka mleka sojowego (najlepiej chyba waniliowego ale w sumie każde będzie pasować)
3 łyżki kakao
2 łyżki dżemu (które ja pominęłam)
1 łyżeczka sody
1 łyżeczka proszku do pieczenia
Na masę 'serową':
 1/2 kg tofu
1/2 szklanki oleju
1 łyżeczka mąki ziemniaczanej
1 szklanka cukru
cukier waniliowy (także pominięty, zdecydowanie na +)
odrobina mleka sojowego (2-3 łyżki?)
Przygotowanie:
Składniki na ciasto umieszczamy w jednym naczyniu i miksujemy na jednolitą masę.
Tofu z cukrem i mlekiem zmiksować na jak najdelikatniejszą masę, utrzeć następnie z mąką i olejem.
Ciasto wlać do wysmarowanej tłuszczem formy (najlepiej tortownicy o niezbyt dużej średnicy), na wierzchu układać łyżką plamy masy z tofu, tak aby przypominały łaty tytułowego cielaczka.Wstawić do rozgrzanego do 200 stopni piekarnika na około 40 - 50 minut.

Dodam, że masa z tofu wyszła mi trochę za rzadka, dlatego 'rozlała' mi się na prawie cały spód, który ładnie wyrósł przy brzegach, w efekcie... powstała taka jakby czekoladowa miseczka z białym kremem. Trochę inaczej wygląda to od oryginału ale smakuje nieźle :).
Ciasto oceniam na... 3+ / 4=?


Poza tym ugotowałam ponownie moją ulubioną zupę (o której pisałam już tutaj), również w ramach zużywania resztek/produktów po terminie. Podawałam ją sobie dzisiaj z uszkami polsoi z tofu wędzonym, które właśnie kończyły swój żywot...








Jutro jeszcze dopiekę do zupy paszteciki z czerwoną soczewicą adaptowane z przepisu Margety.

I w prezencie jedno zdjęcie z któregoś z kolei posiłku RAW
I na koniec, mam maleńką prośbę. Jeśli kiedykolwiek zrobicie którykolwiek z zaprezentowanych u mnie przepisów napiszcie o tym, czy w komentarzu, czy nawet mailu. Powiedzcie, czy coś zmieniliście, czy Wam wyszło, może macie jakieś sugestie, które poprawiłyby danie? A może znaleźliście fajny przepis i wydaje się Wam, że może mi się spodobać, śmiało ślijcie, wypróbuję z przyjemnością :).

Pozdrawiam sennie, Cottie.
PS. Potrzebna mi nocna nagrywarka myśli, ma ktoś namiary na dobrego wykonawcę?

czwartek, 7 lipca 2011

Sałatka wypasiona i coś o uzależnieniu

Przez edysqę (nie jestem pewna czy dobrze odmieniam ^^') i jej sałatkę zaczęłam bardziej bawić się z warzywami. Dziś na śniadanie była właśnie taka wypasiona wersja, którą zrobię też na obiad, dla rodziców.
Uznałam, że im więcej smacznych składników tym lepiej, więc użyłam sałatę lodową, sałatę karbowaną zieloną i ciemną, papryki czerwoną i zieloną, cebulę (lub szczypiorek), kukurydzę z puszki, ogórka świeżego, pomidory, olej i przyprawy (sól, pieprz, paprykę słodką, przyprawę do sałatek). Do mojej wersji dodałam też ziarna słonecznika i siemienia lnianego.

Jak na złość, kiedy jestem na diecie witariańskiej mam multum pomysłów na dania pieczone (przerobiłam wegetariańskie ciasto na wegańskie i chciałabym sprawdzić, czy się uda :D), smażone, gotowane (Wojtek marudzi o zupę cebulową z pasztecikami)... Do tego mama kupiła rzodkiewkę z ślicznymi liśćmi i te aż się proszą o zrobienie z nich czegoś dobrego ^^;. A wczoraj zrobiłam kolejne dango, tym razem z mąki ryżowej kleistej. Zrobiłam je podobnie jak z mąki ryżowej zwykłej jednak w smaku wyszły gorzej (wg mnie przynajmniej, Wojtkowi jak zwykle smakowały... ;P) ALE nie wiem, czy zależy to od mąki, czy od rozmiaru (małe gotuje się krócej, duże dłużej albo z jakimiś specyficznymi wymogami? teoretycznie nic o tym nie słyszałam). No, nieistotne, niedługo zrobię jeszcze dango i zobaczę :D.

A teraz wyjaśnię o co chodziło mi z uzależnieniem... Otóż zauważyłam, że prawie non stop, kiedy tylko mogę siedzę na bloggerze, przeglądam wpisy innych, komentuję, przeglądam zdjęcia, szukam czegoś... To już zaczyna się robić niepokojące... :P Ale nie ukrywam, straszną frajdę sprawiają mi rozmowy z innymi bloggerami, wszystkie komentarze...

Poza tym, chciałam Wam opowiedzieć o Zuźce :P. Jest to moja koleżanka z czasów gimnazjum, utrzymujemy trochę kontaktu, głownie internetowo, gdyż ona aktualnie studiuje w Krakowie. Ostatnimi czasy gadamy coraz więcej, głównie o gotowaniu, wymieniamy się przepisami, sugestiami, umawiamy na wypróbowywanie różnych dań, zakupy. Zuza jest bardzo otwarta na kwestię weganizmu (jak mało kto z moich znajomych, naprawdę), choć sama (póki co ;P) weganka nie jest. A teraz jeden wycinek z naszych rozmów ;P.

A tak na sam koniec już zapraszam do głosowania na mnie w konkursie na Miss wegetarianizmu/weganizmu. Jeśli komuś podoba się przypadkiem moje zdjęcie to proszę o głos, bardzo mnie ucieszy jeśli okaże się, że nie głosowała na mnie wyłącznie rodzina :P.

Pozdrawiam, Cottie

niedziela, 3 lipca 2011

Pierwszy obiad 'RAW'

Tak, tak, powoli przechodzę na wakacyjny witarianizm :). Oczywiście wszystko przez ~vegejustynę, która mnie zaraziła smakowicie wyglądającymi daniami (myślałaś, że Cię w to nie wkopię? Teraz masz za swoje :P)
Oczywiście do tej pory dosyć często zdarzały się surowe posiłki (od chyba początku czerwca jadam przynajmniej jedną miskę sałatki pomidorowej dziennie), jednak stwierdziłam, że chciałabym aby stanowiły one minimum 90% mojego tygodniowego wyżywienia :). Zobaczymy co mi wyjdzie ;).
Już teraz wiem, że na pewno odstępstwem od 'diety' będą babeczki piernikowe (które są obiecane koleżance już chyba od miesiąca) i blok czekoladowy dla siostry.
Swoją drogą, złośliwość losu - dzisiaj akurat moja mama postanowiła zrobić moje ulubione ziemniaki zapiekane (nie wiedziała o moim postanowieniu). Okrutnie się ze mną los obchodzi, czyż nie? :P

No dobra, już wam nie smęcę
Przepis znalazłam w pliku tekstowym na którymś chomiku, wyszukane pod hasłem 'witarianizm', zmodyfikowałam dość mocno proporcje składników (i trochę innych dodałam).

Warzywa z sosem a'la Guacamole
Składniki:
Na sos: 2 pomidory, 1,5 czerwonej papryki, 1 zielona papryka, 1 avocado, ziarna słonecznika, siemienia lnianego, kilka orzechów włoskich, przyprawy, odrobina oleju (dla witaminek, więc rzeczywiście mało).
Do nabierania sosu: Papryka czerwona i zielona, kalafior, brokuł, ogórek i każde inne dowolne warzywo.
Przygotowanie:
Wszystkie warzywa należy dokładnie umyć, z papryk pozbywamy się nasion i ogonków, avocado obieramy i wyjmujemy pestkę. Wszystkie składniki wrzucamy do miski (większe wcześniej kroimy dla ułatwienia) i blendujemy, doprawiamy wg uznania, dodajemy oleju. Przekładamy do miseczki.
Resztę warzyw dzielimy na wygodne kawałki do nabierania sosu (papryki, ogórki w paseczki, brokuły i kalafiory w mniejsze różyczki). Układamy ładnie na talerzu, podajemy z sosem i wcinamy :D. Niezłe by to było na imprezę :D.
Sosu wyszło dużo z danej ilości, to co na zdjęciu to mniej więcej 1/4.
BTW, zapomniałam dodać cebulę, nad czym ubolewam, byłoby pyszne :(. Może jutro...

A w piątek upiekłam pierwsze zwyczajne ciasteczka, z przepisu autorstwa Just My Delicious. Oczywiście pominęłam te cytrynowe kryształy i lukry barwione, wyszły zwyczajne kruche ciasteczka, może odrobinkę za mało słodkie. Zastosowałam też mąkę pszenną razową, sprawdziła się wg mnie :). Wyszło mniam :). No i wypróbowałam moje nowe foremki, o takich 'wykrawaczkach' zawsze marzyłam =3.

Pozdrawiam i życzę miłej końcówki weekendu, Cottie